Coaching i Rozwój
Coaching a celebrycki coaching
Myślę, że jestem zakochana w coachingu z wzajemnością, z głębokim porozumieniem, które wybrzmiewa przy każdej sesji. Czuję wtedy ogromny sens tego, co robię, kim jestem i w jaki sposób jestem obok klienta. Cicho, w dystansie, z obecnością i pokorą.
Im dłużej pracuje coachingowo, tym mniej słów na sesjach, a więcej relacji, ciszy i bycia obok klienta. Im więcej we mnie wątpliwości, tym mniej na sesjach narzędzi, a więcej słuchania, oddechu i odpuszczania tego, co nie moje.
Piszę o tym, bo coaching, którym się zajmuje jest cichy, za zamkniętymi drzwiami i bez fleszy, bez wow i ach. Jest intymny.
Daleko mu, do celebryckiego coachingu, który zapewnia, że wszystko jest możliwe a wystarczy tylko chcieć, który sprzedawany jest w sposób marketingowy, opakowywany w historie i podsuwany, w co drugiej sponsorowanej reklamie. Daleko mu do zapewnień, że coś się wydarzy lub, że dana wiedza z pewnością się przyda.
Celebrycki coaching woła, krzyczy, napędzany jest likami i zachwytami nad daną stroną, spotkaniem, czy warsztatem. Coaching, którym się zajmuje jest wewnątrz klienta.
Rozwój? – nie dziękuję, nie teraz. Cz.1.
Cokolwiek powiecie o takiej postawie, dla mnie jest w porządku.
Nie każdy w tym samym czasie musi się rozwijać i nie każdy ma zwyczajnie na to gotowość. Wszystko jest dla ludzi, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka z hasłem rozwój, to poważne nieporozumienie.
Zdecydowanie wolę, gdy osoba mówi mi, to nie ten czas, nie mogę itp., niż, gdy słyszę przy kolejnym projekcie, że bardzo chcemy, że super projekt, że ten, kto się nie rozwija, ten stoi w miejscu, a wręcz się cofa, po czym w trakcie tego projektu rozwojowego/warsztatowego:
przez dłuższy czas osoby udają przysłowiowego greka, bo nie wiedzą, kiedy szkolenie, nie wiedzą gdzie w materiałach jest kontakt do trenera, nie wiedzą, czego mogą chcieć, generalnie, jestem biedny i zaopiekuj się mną, bo się zagubiłem,
osoby nie przychodzą na pierwsze szkolenie, a gdy pojawiają się na kolejnym, od razu zaczynają od pretensji, że nie mają materiałów z poprzedniego, że nie wiedzą, co było, że nie są przygotowani, tak, jakby przez ten czas byli w izolatce,
uczestnicy w ogóle nie reagują na to co, się dzieje w projekcie, nie odzywają się, nie odpowiadają na maile według zasady nic nie widziałem, nie słyszałem, nie mówiłem, może nikt w firmie nie zauważy, że nic nie zrobiłem,
gdy wreszcie odezwą się do trenera otrzymuję on historie ich ciężkiej pracy, natłoku obowiązków i innych argumentów przemawiających za tym, że nie mogą, choć bardzo by chcieli bo itp. itd., tak, jakby inni, którzy pracują, wychowują dzieci, opiekują się rodzicami, walczą z chorobami, pracują dodatkowo, studiują dodatkowo itd. itp. mieli dobę wydłużoną o kolejne 24 godziny,
mają pretensję, że mają zadawać pytania, że mają być aktywni, że mają cokolwiek, ale robić, bo od myślenia jeszcze nikt niczego nie zbudował, tak, jakby oczekiwali, że oświecenie spłynie na nich i od tego oświecenia, ot tak będą mieli dobre życie, dobrą pracę, którą kochają i jeszcze udaną rodzinę o masy pieniędzy nie wspominając, aha o dobrym szefie też.
Itd., itd.
Wolę autentyczne Nie- nie teraz, niż ściemniane Tak- ależ oczywiście.
Rozwój? – tak, ale dla wybranych. Cz. 2
W jakim celu chcecie Państwo przeszkolić wszystkich z działu? Po co każda z tych osób, ma umieć xyz, skoro nie każda będzie z tego korzystała? Jacy pracownicy najbardziej potrzebują tych umiejętności, bo przyczyni to się do rozwoju firmy/ osiągnięciu celu/ zdobyciu klientów? Po co wszystkim coaching? – to tylko mała próbka pytań, które zadaję potencjalnym Klientom.
Większość jest bardzo zaskoczona, a wręcz zdumiona, że odradzam szkolenie i coachowanie wszystkich. Bo odradzam i mówię o tym otwarcie, podając argumenty za tym, żeby firma nie wydawała środków, za które może nie mieć zwrotu.
Odradzam, bo chcę wspólnie z zespołem wspierać i pomagać w rozwoju ludzi, którzy potrafią i chcą się komunikować i zwyczajnie pracują, a nie tracić czas, (bo to jest strata czasu) nad pochylaniem się nad tymi, którzy udają, że pracują, bo może nie zrozumieli, bo może nie umieją czytać (wybaczcie, ale czasami do tego, to się sprowadza).
Rozwój jest dla tych, którzy wybierają.
Wybierają:
wysoką motywację, od jakiejś motywacji,
konkretną pracę na rzecz/lub w kierunku, od pracy w ogóle,
własne zobowiązania, od zobowiązań, jakie wciskają im inni,
pożegnania starego, ale już niekorzystnego, od bycia z tym niekorzystnym,
ryzyko porażki/ sukcesu, od bycia ciągle przed lub pomiędzy.
Jaką zmianą jesteś?
Czy chcemy, czy nie, zmiana pojawi się w naszym życiu. Jeśli żyliśmy w błogim stanie spokoju i bezpieczeństwa, zwykle wali nas w głowę tak, że tracimy przytomność. Jeśli znamy ją już trochę to, po pierwszym szoku zaczynamy poszukiwać wsparcia. Gdy jesteśmy z nią za pan brat, sami inicjujemy zmiany i stosunkowo szybko adaptujemy się do nowych niezależnie, czego dotyczą. Oczywiście adaptacja nie oznacza, że działania mamy pewne, a my sami niczym niewzruszona skała przechodzimy do kolejnego etapu. Zawsze ponosimy koszty i zawsze wydatkujemy wysiłek.
Ja jestem mistrzynią zmiany.
Znam ją jak zły szeląg i jak jasny promień słońca. Chodzimy razem na imprezy, ale także na poważne spotkania. Kilka razy podstawiła mi nogę i dała porządnego kopa w tyłek. Zdarzyło się, że po tym przeprosiła i przytuliła, ale zaraz pobiegła kombinować coś nowego.
Jest ze mną zawsze.
A ja jestem z nią.
A jaka jest Twoja zmiana?
Hiperaktywni z szeregu wystąp!
Plany, zadania, cele do zrealizowania, projekty, Klienci, spotkania..ufff..Gdzie nie spojrzę, takie słowa. Tysiące, miliony słów o osiągnięciach, realizacjach, wyścigu z samym sobą, ambicjach i o tym, co jeszcze, co więcej, ile jeszcze i więcej, więcej, więcej. Hiperaktywność. Życie z kalendarzem, planem, zeszytem. Pęd, bieg, zarobienie i wszystko w harmonogramie, wszystko pod linijkę, jak w szkole. Bo ma być osiągnięte, zrobione i odhaczone na liście. Żeby następnie zrobić kolejną listę, kolejny plan i tak od początku. Kontrola, panowanie, sprawczość, o tak! To jest to! Bo wszystko możemy a sky is not my limit (tak, tak, dobrze czytacie). Jak nie działasz, nie osiągasz, nie pokazujesz, czego to nie dokonałeś/łaś nie ma Cię.
A raczej jesteś w niebycie, poza, gdzieś w jakiejś nirwanie.
Hiperaktywni, wyobraźcie sobie, że mniej znaczy więcej, że wcale nie musicie tak robić, nie musicie tak działać i nie musicie być na smyczy osiągnięć.
Bo są inne, bardziej efektywne strategie na dobre i jakościowe funkcjonowanie, które może zmieniać świat, a przynajmniej wspierać ludzi wokół. I jest serendypity. Ale to już temat na kolejny odcinek.
Gówno to gówno a coaching to coaching
To był jeden z tych energetycznych dni. Po zjedzeniu śniadania i wypicia filiżanki zielonej herbaty udałam się na sesje coachingowe. Pierwsza sesja obfitowała w mocne akcenty dotyczące sprawczości, celów i podążania za własnym talentem. Było także o odpuszczaniu, zadaniowości i niebyciu na rzecz ciągłego działania. Przy drugiej sesji, Klient chciał walczyć… sam ze sobą, bo przecież nie z coachem. Kontrował, podważał, był zły na pytania. A pytania hulały z dużą mocą. Na trzeciej sesji niby nic się nie działo. Klient zmienił swoje myślenie i zdecydował, że zajmie się swoim życiem.
Trzy sesje charakteryzujące się inną energią i dynamiką.
Gdy wracałam do domu moje serce biło mocniej, głowa odpuszczała a ciało poddało się pewnej powolności. Błogi stan.
W takim stanie, stałam przy przejściu na pieszych i czekałam na moment przejścia. I bach! Chlup! Na moim ramieniu rozbryznęło się ptasie gówno, koncertowo. A że miałam na sobie jasną koszulę umalowało ono przepiękny i widoczny „gówniany pagon”. I lotem błyskawicy pojawiły się w mojej głowie pytania:
Co znaczy to gówno na moim ramieniu?
Jaką wiadomość mi niesie?
Co mogę z tym zrobić?
No nie!- krzyknęłam sama do siebie. Nawet w gównie doszukujesz się znaków? Koniec. Przestań. Gówno to gówno a coaching to coaching. Bez naciągania i bez upiększania. Oczywiście wszystkiemu można nadać swoje własne znaczenie, tylko, po co?
Jak się sprawdza partnerstwo?
Dość często słyszę o tym, że ktoś buduje partnerskie relacje, że działa partnersko lub że jego działania opierają się głównie na partnerstwie. I równie często obserwuję, że takie deklaracje nie mają żadnego pokrycia w działaniu a są przyjmowane, jakby tak właśnie było, jak mówi dana osoba! Pisząc wprost,- dana osoba wcale nie traktuję innych partnersko a wręcz działa głównie w swoim interesie mało dbając o drugą stronę. Zastanawiające jest to, że ta druga strona zupełnie nie zauważa tego, tak jakby samo zdanie, – traktuję Cię partnersko, już było tego potwierdzeniem.
Otóż moi drodzy, tak nie jest.
Żeby potwierdzić, czy rzeczywiście deklaracje danej osoby pokrywają się z jej działaniem potrzebna jest świadomość następujących spraw:
- Co dla każdego z Was jest partnerstwem? (to nie jest wcale takie proste pytanie, bo słyszałam takie definicje, jak: gdy druga strona traktuje mnie uczciwie, (przy czym nie było jasne, co oznacza słowo uczciwie), gdy ktoś mnie pyta o zdanie, (przy czym nie było określone, na jakim etapie działania i co konkretnie oznacza pytanie się o zdanie), gdy ktoś docenia moją pracę (doprawdy nie wiem, co kryje się w słowie docenia i jak to miałoby się przejawiać w relacji). Zatem to ustalenie, co oznacza dla nas partnerstwo okazuje się, że często zwyczajnie nie jest określone. Jeśli tak jest, zobaczcie jak łatwo jest drugiej stronie, w oparciu o jej definicję partnerstwa wmówić Wam, że właśnie to działanie, jakie realizuję jest partnerskie. Wasza nieodrobiona lekcja skutkuję łatwym ustawieniem Was w pozycji gorszej.
- Sprawdzanie w oparciu o własną definicję partnerstwa czy działania drugiej strony wypełniają ją. Stara technika Sprawdzam to nic innego, jak weryfikacja działań danej osoby a nie przyjmowanie ich nie wiadomo na co. Jeśli zatem nie wiem, co oznacza dla mnie partnerstwo, to nie dokonuję sprawdzenia, bo zwyczajnie nie wiem, czego a tym samym druga strona mówiąc: mój Partnerze, realizuje to, co dla niej jest korzystne. Prosty przykład-, gdy ktoś mówi Wam, że będzie razem z Wami ustalał terminy na dane działanie, bo ważne jest dla niego, abyście mieli komfort i wpływ na to, a potem przesyła Wam terminy z prośbą o deklarację, które wybieracie, to jest to niezgodne z tym, co mówił wcześniej. Dlaczego niektórzy spytają, no przecież mogę dokonać wyboru… No właśnie nie. Wybór już został dokonany, bo terminy zostały Wam narzucone, czyli ktoś zdecydował bez Was, że będą takie a Wy macie się do nich teraz odnieść. Gdyby na etapie określanie tych terminów zaprosił Was do rozmowy, to byłoby to, o czym mówił na wstępie. Widzicie tą różnicę?
- Inny przykład, – otrzymujecie telefon w czwartek, że jest trudna sytuacja w projekcie/ evencie i firma potrzebuje abyście przyjechali i poprowadzili dane działanie..tylko, że trzeba przyjechać już w piątek, ten piątek. Przepraszają, że powinni byli wcześniej zadzwonić, ale sytuacja się skomplikowała, a klient ważny..bardzo doceniają Waszą pracę i uważają, że będziecie najlepsi w tej sytuacji, dlatego od razu do Was zadzwonili. Musicie decyzję podjąć bardzo szybko, bo inaczej będą zmuszeni szukać kogoś innego. Trudna sytuacja. I tutaj spora część osób, która nie wie, co to jest partnerstwo i w związku z tym nie może sprawdzić, czy dana osoba, faktycznie działa w jego imieniu, mówi mi, że: poczuli się docenieni (!), że to wyjątkowa sytuacja (!), że trzeba pomóc (!). Po pierwsze, skoro klient jest ważny naprawdę a nie tylko w deklaracjach (zobaczcie jak pewne rzeczy się łączą) to są alternatywne plany, które na skutek potknięć czy losowych zdarzeń są realizowane i nie dzwoni się panicznie do osób prosząc, aby ktoś przyjechał, bo coś się dzieje, po drugie, – jakie to docenienie, skoro dzwonią do Was, gdy coś zawalili (tak, zawalili) a nie, gdy coś jest planowane do realizacji, widzicie, w jakiej roli ktoś Was chce ustawić? Po trzecie, – jakie to docenienie, gdy ktoś z dnia na dzień prosi Was o podjęcie szybko decyzji, bo jeśli będzie negatywna musi szukać innej osoby… Widzicie, kto tutaj rządzi? To, jakie to jest partnerstwo?
- Komunikacja własnego partnerstwa i stawianie granic w sytuacji, gdy ktoś próbuje Was „wkręcać” w „jego partnerstwo” zwyczajnie forsując swoje oczekiwania, bez uwzględniania Waszych potrzeb. Przykład z zawodowego podwórka-, gdy dostajecie do realizacji jakieś działanie dokładnie uzgodnijcie, co jest po Waszej stronie a co po stronie innych podmiotów, które też realizują to działanie. Wbrew pozorom każde działanie funkcjonuje w sieci zależności i nie ma tak, że tylko jedna, jedyna osoba może je zrobić sama bez nikogo. Jest to kluczowe uzgodnienie, bo inaczej „partnersko” będziecie realizować działania, które dotyczą innych, którzy podpiszą się pod tym. Jeśli nie macie definicji partnerstwa to nie możecie sprawdzić, czy ono jest a już tym bardziej nie przyjdzie Wam do głowy, że to, co niby macie Wy zrobić jest po stronie zupełnie innych osób, które sprytnie postanowiły scedować to na Was. Naprawdę jesteście w takiej sytuacji partnerami?
Generalnie uważam, że działanie partnerskie opiera się na konkretnych zachowaniach, które je potwierdzają. Mówienie o partnerstwie, powtarzanie tego, opowiadanie o tym, jest dla mnie mocnym sygnałem ostrzegawczym, żeby zwrócić uwagę na to, o czym faktycznie dana osoba mówi. Często kryje się za tym manipulacja, zasada wygrana- przegrana i silna dominacja danej strony. Rzeczywiste partnerstwo nie potrzebuje słów. Ono po prostu jest.