Moja historia, czyli Pani już dziękujemy…

 

 

Kiedy poczułam w głębi serca, że jestem gotowa na dziecko miałam 39 lat i byłam po poważnej ginekologicznej operacji. Przy kolejnej wizycie u ginekologa, gdy zapytał o dziecko, a ja odpowiedziałam, że działamy, od razu skierował mnie do kliniki leczenie niepłodności. Byłam zdruzgotana. Jak to ja? do takiej kliniki? Ale dlaczego?
Pojechałam i otrzymałam cały pakiet badań do zrobienia. Pakiet tak zwany początkowy, żeby mieć informację potrzebne do określenia, jak wygląda sytuacja. Dostałam też pakiet dla męża. Badania zrobiłam zgodnie z wskazaniami, a gdy je odebrałam nie wierzyłam własnym oczom. Parametry: progesteron, prolaktyna, FSH, LH wskazywały, że jestem na etapie wczesnej menopauzy.
Przeczytanie kilku artykułów w internecie (znacie to prawda?) jeszcze bardziej mnie zasmuciło i skołowało. Wyglądało na to, że mój czas minął. Decyzja o rozmowie z mamą o jej menopauzie nie była łatwa, ale podjęłam ją. Było źle, nawet bardzo źle. Mama nieświadoma niczego, bo skąd miała wiedzieć, opowiedziała mi jak to jej menopauza zaczęła się około 40stki, ale wtedy to były inne czasy i zupełnie do tego tak nie podchodzono, jak teraz. Słabo, pomyślałam sobie i czekałam na wynik tajemniczego badania o nazwie AMH, które to badanie miało pokazać, jaką mam rezerwę komórkową. Super- hiper badanie, które jest niemalże wyrocznią.
No i wyrocznia przemówiła- wynik 0,1. Pani już dziękujemy. Łzy, szloch i generalnie dół jak stąd na marsa i ciepłe słowa mojego męża: Kochanie to jest biologia, nic nie poradzisz naprawdę podniosły na duchu.
Z racji miesiączkowania lekarz stwierdził, że warto byłoby mimo tych wyników jeszcze sprawdzić, czy może mam jakieś jajeczka i ile ich jest. Zrobiłam usg i okazało się, że jest- jedno. Jedno! Było jeszcze drugie, ale wynik był niejasny. Dodatkowo nie było jasności, na ile to jedno jajeczko będzie w stanie zapracować…
Tak.
Tak właśnie zaczęła się moja droga ku macierzyństwu. Droga burzliwa, pełna mało przyjemnych rozmów, tajemniczych terminów medycznych i pytań tak intymnych, że poprzez powtarzanie ich stawały się banalne. Czułam, że in vitro to nie dla mnie, zresztą nie było na nią szans z moim wiekiem i wynikami, czułam, że szamocę się sama ze sobą, czułam, że nie wiem, co robić. I któregoś dnia, po niezwykłej wizycie u lekarza w Nowym Targu ( kolejne usg i monitoring) w okolicznościach przyrody tatrzańskiej spłynęło na mnie coś, co stało się początkiem mojej drogi do macierzyństwa.
Wtedy tego nie wiedziałam, po prostu weszłam na tą drogę i zaczęłam działać i tak, mając prawie 41 lat urodziłam śliczną, zdrową córeczkę, która już w szpitalu została oceniona w kategorii cudu. W kategorii cudu, bo z medycznego punktu widzenia nie było na nią szans, a wszystkie wykonane badania wykluczały możliwość zajścia w ciąże.
Program powstawał przeszło 2 lata, aż odważyłam się pokazać go Kobietom, które być może będą chciały z niego skorzystać. Cokolwiek się zadzieje lub nie w związku z tym programem, przyjmuję z pokorą i uważnością. To, czym się dzielę jest dla mnie bardzo intymne, ale już na tyle oswojone i przyjęte do serca, że może iść w świat. Pomysł na program i wszystko, co w nim znajdziecie bazuje na mojej osobistej drodze i na tym, co sama na niej zrobiłam. Nie uzurpuje sobie żadnego prawa do doradzania, ani sugerowania czegokolwiek na drodze serca, jaką traktuje macierzyństwo, lecz poprzez swoje doświadczenie i tak, ja sama je odczytuje, pragnę podzielić się tym z innymi Kobietami.

Niech moje doświadczenie wyzwoli Twoje doświadczenie
Katarzyna Latek-Olaszek
Z głęboką miłością